Zamiast cieszyć się majówką, spotkaniami z rodziną i dopisującą w tym roku pogodą, moją głowę zaprzątają różne pytania i wątpliwości związane z chorobą Parkinsona, a dokładniej z jej leczeniem. Chociaż o leczeniu w pełni nie można tu mówić, bo w tej chorobie skupiamy się na podtrzymywaniu akceptowalnego stanu zdrowia.
Po ostatnim zwiększeniu dawek leków zastanawiałam się, czy mój organizm to wytrzyma. Okazało się, że nie do końca. Nie jestem pewna na sto procent, bo nie mam wykształcenia medycznego, ale po zmianach coś jest nie tak. Od czasu zwiększenia dawek utrzymują się u mnie zawroty głowy i nudności, momentami bardzo silne.
Myślałam, że po kilku dniach dolegliwości ustąpią, gdy organizm przyzwyczai się do nowych dawek. Niestety, myliłam się. Musiałam szukać pomocy medycznej u prowadzącego mnie neurologa. Ponieważ kolejna wizyta kontrolna u niego dopiero w sierpniu, postanowiłam spróbować zapisać się na listę wcześniej.
Jak można się domyśleć, nie było to łatwe, a właściwie okazało się niemożliwe. Kiedy zadzwoniłam do poradni przyklinicznej, w której się leczę, pani w rejestracji poinformowała mnie, że nie mogą mnie zapisać na wcześniejszą wizytę bez zgody lekarza. W związku z tym miałam zadzwonić do sekretariatu na oddziale neurologicznym i poprosić o rozmowę z panią doktor, aby dowiedzieć się, czy wyrazi zgodę na moją dodatkową konsultację.
W sekretariacie dowiedziałam się, że pani doktor nie przebywa tam, a pani, która odebrała telefon, podała mi numer do dyżurki lekarskiej. Nikt w dyżurce lekarskiej nie odbierał telefonu, co mnie nie zaskoczyło. Przecież lekarze nie siedzą tam bezczynnie, popijając kawę. Mają mnóstwo pracy i ciągle biegają po oddziale, badają pacjentów, konsultują się i nie mają czasu na siedzenie w jednym miejscu.
Czułam się i nadal czuję się bezradna. Postanowiłam więc spróbować umówić się na prywatną wizytę, ale terminy były dopiero na początek lipca. Perspektywa dwóch miesięcy z zawrotami głowy i nudnościami nie napawała mnie optymizmem. Pojawiło się jednak światełko w tunelu. W poniedziałek, po długim weekendzie, dowiem się więcej.
Do głowy nasuwają mi się różne myśli. Najczęściej zastanawiam się, dlaczego tak się dzieje i kto jest temu winien. Nie potrafię jednak wskazać palcem jednej konkretnej osoby. Nie jest to wina pani z sekretariatu, pani w rejestracji, moja ani pana P.
Cała ta sytuacja pokazuje, że system kuleje. Czy następne pokolenie doczeka się wreszcie dobrze działającego systemu opieki zdrowotnej? Czy doczeka się kompleksowego leczenia poważnych chorób i rzetelnej rehabilitacji, która będzie uzupełnieniem głównego leczenia?
Myślisz, że to możliwe? Ja myślę, że możliwe, byle nie popaść w skrajności.
Ech, szkoda mojego czasu. Lepiej wykorzystam chwilę obecną, kiedy jako tako mogę się ruszać i prawdopodobnie dojdę do garażu. Tam czeka na mnie mój "czerwony rumak", który zawiezie mnie na działkę. Mam nadzieję, że podobnie będzie później, kiedy będę musiała wrócić do domu. Jestem świadoma swojego stanu i nigdy nie wsiadłabym na skuter, mając silne zawroty głowy i nudności. Nie bałabym się o siebie, ale przede wszystkim o dzieci. Szczególnie te całkiem małe, pozostające bez nadzoru rodzica, zapatrzonego w mały wyświetlacz smartfona.
Byłam, wróciłam, to teraz czas wrzucić tekst do sieci. A nie, w pierwszej kolejności trzeba poświęcić chwilkę kotu.
Wszystkiego dobrego,
Deni
Dużo zdrówka Danusiu i pozytywnego pozałatwiania spraw.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Usuń